Byłem medium
Autor, przysięgły palacz (dwie paczki "Ekstra mocnych" dziennie),
zdecydował się na kurację hipnotyczną w Zakładzie Chemii i Biochemii
AWF. Jak to było (wszystko prawda!) opisuje poniżej.
Jest
pan zmęczony, jest pan bardzo zmęczony. Myśli ulatują daleko, daleko,
słyszy pan tylko mój głos. Spać, chce pan spać. Oczy są zmęczone,
powieki ciążą, ciążą.
Jedna, jedyna myśl - spać, zamknąć oczy i spać -
czuję, jak po policzkach spływają mi krople łez, oczy pieką, powieki,
po każdym słowie - spać, opadają o milimetr w dół. Chcę już tylko
zamknąć oczy i odpocząć.
- Zapada pan w coraz głębszy sen, oczy są
zamknięte. Prawa ręka jest lekka, lekka, jakby sama chciała się unieść. -
Próbuję podnieść ją ostrożnie. Ręka gwałtownie szarpnięta wylatuje
wysoko w górę.
Jestem doświadczalnym pacjentem Zakładu Chemii i
Biochemii przy Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Pani profesor
Maria Szulc przy pomocy hipnozy odzwyczaja mnie od palenia papierosów.
Leżę na lekarskiej kozetce, głos pani profesor dochodzi mnie z daleka.
- Lewa ręka jest ciężka, nie może pan jej podnieść.
Autor, przysięgły palacz (dwie paczki "Ekstra mocnych" dziennie),
zdecydował się na kurację hipnotyczną w Zakładzie Chemii i Biochemii
AWF. Jak to było (wszystko prawda!) opisuje poniżej.
Jest
pan zmęczony, jest pan bardzo zmęczony. Myśli ulatują daleko, daleko,
słyszy pan tylko mój głos. Spać, chce pan spać. Oczy są zmęczone,
powieki ciążą, ciążą.
Jedna, jedyna myśl - spać, zamknąć oczy i spać -
czuję, jak po policzkach spływają mi krople łez, oczy pieką, powieki,
po każdym słowie - spać, opadają o milimetr w dół. Chcę już tylko
zamknąć oczy i odpocząć.
- Zapada pan w coraz głębszy sen, oczy są
zamknięte. Prawa ręka jest lekka, lekka, jakby sama chciała się unieść. -
Próbuję podnieść ją ostrożnie. Ręka gwałtownie szarpnięta wylatuje
wysoko w górę.
Jestem doświadczalnym pacjentem Zakładu Chemii i
Biochemii przy Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Pani profesor
Maria Szulc przy pomocy hipnozy odzwyczaja mnie od palenia papierosów.
Leżę na lekarskiej kozetce, głos pani profesor dochodzi mnie z daleka.
- Lewa ręka jest ciężka, nie może pan jej podnieść.
Skupiam
całą silę woli - ręka unosi się nieco i opada. Próbuję ponownie - ręka,
pchana jakąś tajemniczą siłą, leci w dół. Zasypiam coraz głębiej,
świadomość odpływa i przypływa falami. Jestem nad morzem: plaża, słońce,
to poczucie bezpieczeństwa, kiedy leżę wyciągnięty na piasku... Ktoś do
mnie mówi: "Prawa ręka sztywna, prawa ręka wyprostowana". Jakieś fale..
morze... I nagle przenikliwa świadomość - ręka nie jest sztywna.
Hipnoza nie działa! Już chcę się zerwać, gdy ktoś szarpie mnie za ramię:
- Sztywna ręka! I ręka gwałtownie wyprostowana, napina się w bolesnym
skurczu. Tutaj sztywna i tutaj sztywna! Pod każdym dotknięciem mięśnie
napinają do granic wytrzymałości. Mógłbym przeliczyć pod skórą każde
włókno. - Prawa ręka jest sztywna, to ta ręka, która pali papierosy.
Ktoś wkłada mi papierosa do ust. - Czuje pan wstręt i proszę wypluć tego
papierosa. Teraz będzie pan robił tak zawsze, nie będzie pan palił.
Kiedy policzę do trzech, otworzy pan oczy. Otwieram oczy i zrywam się z
kozetki.
Od pięciu lat wypalam codziennie co najmniej dwie paczki
"Ekstra mocnych" z filtrem. Zwalczanie nałogu zwykłymi środkami, jak
koncentracja woli oraz lektura broszur o szkodliwości nikotyny, kończyło
się zawsze niepowodzeniem. Ostatnio zdecydowałem się na próbę
rozpaczliwą - rzuciłem palenie ostatecznie i od razu. Wyrzuciłem
papierosy, zaopatrzyłem się w pudełko landrynek i nie palę. Godzinę nie
palę, dwie godziny nie palę, pracować nie mogę, leżę na tapczanie i nie
palę. Aż do obiadu. Wtedy zrozumiałem, że muszę się uciec do środków
nadzwyczajnych - zgłosiłem się na kurację hipnotyczną.
Pozostaję
jeszcze w gabinecie i obserwuję hipnotyczny seans. Pacjentka, pani H.
S., zgadza się na pokaz specjalny. Medium szybko zamyka oczy i zaczyna
głęboko oddychać.
- Pani ręce są sztywne, nie może ich pani zgiąć.
Podchodzę i biorę medium za rękę: jest napięta i twarda jak przy
skurczu. Usiłuję ją zgiąć, mocuję się przez dłuższą chwilę, wreszcie
muszę dać za wygraną.
- A teraz - mówi profesor - pani cała jest sztywna. Stoi pani wyprostowana i nie może się schylać.
Kładziemy medium między dwoma krzesłami, cały ciężar ciała spoczywa tylko na barkach i piętach.
- Proszę usiąść.
- Na nogach? - jestem zaskoczony.
Siadam
z początku ostrożnie, pewny, że zaraz znajdę się na podłodze. Wyczuwam
twardy opór, więc powoli zaczynam się rozluźniać. W końcu siadam całym
ciężarem swoich osiemdziesięciu kilo. Siedzę minutę i nic, rozpieram się
wygodnie - nic.
- A teraz rozluźnia się pani.
To był błąd, medium
i ja znaleźliśmy się nagle na podłodze. Czuję, ze w głowie mi się
kręci: ja, hipnotyzer i medium, to trochę niesamowite laboratorium.
Rozcieram stłuczony łokieć, seans trwa dalej.
- Pani ręka jest niewrażliwa. Nie czuje pani nic a nic.
Nakłuwam
dłoń medium szpilką - żadnej reakcji. Na twarzy nie widać nawet grymasu
bólu. - Jest pani teraz małym dzieckiem, leży w kołysce i płacze - mówi
profesor. Ze zdumieniem widzę, jak trzydziestokilkuletnie medium
wykrzywia twarz i zaczyna zanosić się głośnym, dziecinnym płaczem. -
Dostałaś smoczek, już nie płacz. Medium uspokaja się, ucisza i zaczyna
ssać nie istniejący smoczek. Z wrażenia o mało co nie sięgam po
papierosa. Powstrzymuję się w ostatniej chwili i szukam w pamięci
resztek moich wiadomości z medycyny. Człowiek dorosły na uderzenie w
podeszwę stopy reaguje zgięciem dużego palca do dołu, u niemowląt
natomiast, mniej więcej do 7 miesiąca życia, reakcja jest odwrotna -
duży palec zwraca się ku górze. Uderzam lekko w stopę medium: duży palec
zwraca się ku górze.
- Stajesz się teraz duża - mówi profesor -
coraz większa, jesteś już dorosłą kobietą. Kiedy policzę do trzech
zbudzi się pani i otworzy oczy. Na widok płonącej zapałki podejdzie pani
do krzesła i włoży leżący tam żakiet. Będzie pani musiała to wykonać!
Raz - dwa - zaraz się pani zbudzi - trzy!
Medium otwiera oczy, wstaje
i spaceruje po pokoju. Rozmawiamy, nie pamięta nic, z tego co się
działo przed chwilą. Częstuję ją papierosem i podaję ogień. Na błysk
zapałki, jakby starała się sobie coś przypomnieć, wreszcie wstaje,
podchodzi do krzesła i wkłada żakiet. Pytam, dlaczego? Nie potrafi
wytłumaczyć: "Musiałam".
Na ulicy już szaro. Idę szybkim krokiem,
chcę być jak najdalej: uciec, uciec od tego niesamowitego laboratorium.
Koło "Zorzy" jak zwykle grupy młodych ludzi, pędzę do domu,
wymijam
przechodniów, przeskakuję przez kałuże. Nagle - uświadamiam sobie, że w
ręku trzymam papierosa. Palę go już od dobrych kilku minut. Patrzę na
ręce: prawa ręka nie jest sztywna, papierosa trzymam w lewej ręce.
Jasne, przecież ja jestem mańkutem! Fatalna pomyłka, wszystko na nic!
Zapomniałem uprzedzić o tym panią profesor!
Wizyta dopiero o szóstej.
Postanawiam sobie zapaść w głęboki trans. Dzwonię do znajomego
psychologa. Radzi mi nie pić płynów, a już w żadnym wypadku alkoholu, i
mocno chcieć. Tuż przed szóstą odbywam jeszcze krótki spacer, podobno
dobrze robi na sen, i udaję się na zabieg. Trafiam na sam środek seansu.
Technik
dentystyczny G. H., lat 34, pije od piętnastu lat, ostatnio denaturat.
Organizm zupełnie zniszczony, codzienne torsje , zwraca żółcią.
Kradzieże, napad rabunkowy, trzy lata ukrywania się w stodole, wreszcie
amnestia. Kuracja w zakładach zamkniętych w Lubiążu, Bolesławcu i
Czarnym Borze, trzykrotne wszywki esperalu i znów denaturat. Ostatnio,
skierowany ponownie na leczenie, wyciągnął na sądowej sali "Problemy" i
pokazał artykuł o hipnologii: "Według medycyny powinien być już dawno
wyleczony, pójdę, ale tylko tam". Zjawił się w Zakładzie już pijany, bez
pieniędzy, bez marynarki. A tu tylko gabinet i laboratorium z
probówkami.
Przyjeżdżają ludzie, przychodzą listy: tragiczne,
skotłowane życiorysy, błagania o pomoc, podziękowania. Zwraca się matka:
syn pije, kradnie, właśnie odsiaduje wyrok. Idzie pisemko do więzienia w
B., kierownictwo zgadza się na eksperyment. Zgłasza się dobrowolnie
siedmiu więźniów, po kuracji częstuje się ich wódką i zapewnia całkowitą
bezkarność - odmawiają. "Proszę, koniaki, likier, denaturat - co kto
lubi, pijcie". Nie chcą. Dyrekcja więzienia jeszcze nie wierzy: zróbcie
coś z "generałem" to uwierzymy. "Generał" - król celi, na ramieniu
wytatuowane generalskie dystynkcje. Krótkotrwała kuracja, wynik sprawdza
psycholog: "On chyba do zakonu wstąpi". Nie pali, nie pije, sam z kolei
staje się ofiarą współwięźniów, trzeba go przenieść do innej celi.
Przychodzi Janusz J., dziękuje. Niedawno wyszedł z więzienia, to już
trzeci wyrok: chuligaństwo, awantury z milicją, kradzieże. Od kilku
miesięcy już nie pije, zerwał z dawnym środowiskiem, pracuje w M. jako
tokarz. W przyszłym roku chce rozpocząć naukę w technikum.
Za granicą
słychać już o tysiącach przeprowadzonych pod hipnozą operacji -
bezbolesnych i prawie bezkrwawych, o zastosowaniu hipnozy przy leczeniu
chorób nerwowych, psychicznych...
Kolejna próba. Kładę się na
kozetce, profesor siada z tyłu na krześle. - Proszę się rozluźnić i
dobrze ułożyć. Musi się pan skupić na tym co będę mówiła i patrzeć mi w
oczy. Staram się wykonywać wszystko jak najściślej. Próbuję o niczym nie
myśleć, co w tej sytuacji nie jest wcale takie łatwe, i szukam wzroku
pani profesor. Patrzę daleko w tył. Mięśnie gałek ocznych zaczynają
boleć już po kilkunastu sekundach. - Myśli ulatują daleko, daleko.
Zupełny spokój, słyszy pan tylko mnie... Wyobraźnia podąża za tym
głosem. Obserwuję siebie i mam wrażenie, że podglądam kogoś obcego,
którego zachowanie nie ode mnie zależy. - Kiedy policzę do trzech,
otworzy pan oczy, podejdzie do biurka i pod dzisiejszą datą napisze w
kalendarzu: niech mnie diabli porwą, jeżeli będę palił papierosy. I
podpis. Raz - dwa - trzy! Otwieram oczy. Przeciągam się. Czuję jak coś
ciągnie mnie do biurka. Niech mnie diabli porwą, jeżeli podpiszę ten
cyrograf! Próbuję normalnie rozmawiać, wzrok mimo woli wędruje w stronę
biurka - odwracam głowę. - Na pewno nic nie napiszę! Jestem głodny, jak
po długim śnie. W domu zjem dobre biurko... tfu - dobrą kolację. - Kiedy
mam przyjść? - Proszę przyjść za dwa dni. Przez głowę przelatują ciągle
te trzy wyrazy: biurko, kalendarz, pióro. - Do widzenia.
Naciskam klamkę, odwracam się, podchodzę do biurka i piszę: "Niech mnie diabli porwą, jeżeli będę palił papierosy".
Nie
mogłem już dłużej wytrzymać! Czuję, że nie posiadam już swobodnego sądu
ani wolnej woli, że gdzieś poza mną zapadła już ostateczna,
nieodwołalna decyzja. Podpis - K. L. Podpisałem cyrograf.
"Jakby ktoś
wziął go za rękę i powlókł za sobą, nieodparcie, na ślepo, z
niewiarygodną siłą, bez możności sprzeciwu. Jak gdyby zahaczył połą
ubrania o tryby maszyny i ta zaczęła go wciągać" - pisał Dostojewski o
Raskolnikowie. Czy rzeczywiście gotów byłbym wykonać każdą sugestię? Czy
mógłbym na przykład zostać... Zwracam się do profesor.
- Na
szczęście nie, nawet w najgłębszym transie hipnotycznym nie można nikogo
skłonić do czynu, który byłby sprzeczny z przyjętymi przez kogoś
normami etycznymi. Pan sam jest tego najlepszym dowodem. Proszę sobie
dobrze przypomnieć, czy wykonał pan wszystko o czym mówiłam.
- Nie
rozumiem. - Proszę sobie dobrze przypomnieć. Mówiłam coś o torebce i
pieniądzach. Nie pamiętam - torebka i pieniądze. Prawdopodobnie miałem
wyjąć z torebki jakieś pieniądze. - Tak, teraz sobie przypominam. Po
obudzeniu się miałem wyjąć z pani torebki 20 złotych. - Ale nie zrobił
pan tego, ponieważ byłoby to sprzeczne z pańskimi normami etycznymi. To
polecenie zostało jakby wymazane z pana pamięci. Po prostu zapomniał pan
o tym. Zdałem więc praktyczny egzamin z etyki.
Budzę się następnego
dnia i pierwsza myśl to - nie palę! Zbliża się południe - nie palę!
Zjadam obiad - nie palę! Wychodzę z restauracji i przypadkowo wkładam
rękę do kieszeni: wyczuwam coś twardego. Wyjmuję - "Ekstra mocne". No,
ale przecież nie palę, chowam paczkę do kieszeni. Swoją drogą ciekawe,
jak też by mi smakowały! Zapalam, próbuję się zaciągnąć i czuję gorzki
smak w ustach. Wyrzucam papierosa na ulicę. Za pół godziny zapalam
następnego - ten jest już lepszy, trzeci - doskonały. Jestem zupełnie
załamany, zapalam jeszcze jednego, żeby się uspokoić. Wieczorem znów
kupuję paczkę "Ekstra mocnych". Już chyba nie ma dla mnie ratunku, umrę
młodo na raka gardła albo płuc! Idę jeszcze po poradę do znajomego
psychologa. Zastaję go, gdy przykłada sobie właśnie zimne kompresy na
ząb. Przepraszam i chcę wychodzić, kiedy chwyta mnie za ramię i siłą
niemal wciąga do mieszkania. - Poczekaj, musisz mi pomóc! - Może kupić
ci "Veramon"? - Już brałem, nie pomogło. Musisz mnie zahipnotyzować. -
Nie umiem, nie potrafię - staram się protestować. - Musisz! Cóż, byłem
już medium, dlaczego nie miałbym być hipnotyzerem. Układam go na
kanapie, sam siadam z tyłu. Zaraz, jak to było... - Wybierz sobie jakiś
punkt na suficie, daleko z tyłu. Jesteś cały rozluźniony, słyszysz tylko
mnie. Myśli ulatują daleko, daleko, chcesz spać. Widzisz tylko ten
punki. Twoje oczy są zmęczone, powieki ciążą, ciążą. Jedna, jedyna myśl -
spać. Zamknąć oczy i spać. Widzę, że zamknął oczy i zaczyna głęboko
oddychać. - Zapadasz w głęboki sen. Płyniesz między chmurami, unosisz
się w powietrzu. W dole widzisz punkt - to Ziemia. Unosisz się bez
żadnego wysiłku, twoja prawa ręka jest zupełnie rozluźniona, w ogóle jej
nie czujesz. Zaraz dotknę jej papierosem... - Nie wygłupiaj się!
Gwałtownie
otworzył oczy i zerwał się z kanapy. Muszę zaczynać od początku. Jak go
uśpić? Musi uwierzyć, że mogę go zahipnotyzować! Muszę wymyślić coś
zaskakującego! - Połóż się, zaraz uśniesz. Staram się mówić spokojnym,
pewnym głosem. - Widzisz tylko ten punkt, patrzysz w niego mocno, mocno,
jeszcze mocniej. Chcesz spać, twoje oczy są zmęczone... Jedna, jedyna
myśl - spać, zamknąć oczy i spać. Wypijesz tę wodę i głęboko zaśniesz.
Nalewam
do szklanki odrobinę wody i wlewam mu do ust. Szybko zamyka oczy. -
Rozluźniasz się cały, spokojnie oddychasz. Nie odczuwasz żadnego bólu,
ząb już przestał boleć, w ogóle go nie czujesz. Widzisz, już nie boli. A
jutro pójdziesz do dentysty. Będziesz musiał to zrobić. Kiedy policzę
do trzech otworzysz oczy. Raz - dwa - trzy!
- Nie boli! - Spróbuj
językiem. - Nie boli! Stawiam ci kawę. Wychodzimy, jeszcze nie mogę
uwierzyć. Byłem hipnotyzerem! Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale
byłem.
Nazajutrz, próbuję zapalić i czuję w ustach gorzki niesmak,
następnego dnia to samo. Hipnoza zaczyna działać! Biorę jeszcze jeden
seans - próbuję zapalić i wyrzucam papierosa na ulicę. Zapalam po
obiedzie i omal nie wymiotuję. Wrzucam paczkę "Ekstra" do najbliższego
kosza. Nie palę! Mija właśnie dwa tygodnie, jak nie palę. Czuję się
świetnie, podobno przytyłem, zaczynam dłużej sypiać.
P.S. Wczoraj
wieczorem wkładam przypadkowo rękę do kieszeni i wyczuwam coś twardego,
wyjmuję - "Ekstra mocne". No, ale przecież nie palę, chowam paczkę do
kieszeni. Swoją drogą ciekawe, jak też by mi smakowały. Zapalam i czuję
gorzki smak w ustach. Wyrzucam papierosa na ulicę. Za pół godziny
zapalam następnego - ten jest już lepszy, trzeci - doskonały...
Dzwoniłem do znajomego psychologa, podobno hipnoza najskuteczniej działa
na alkoholików. Poszliśmy no wino. Może już niedługo rzucę palenie.
Listy pacjentów
Szanowna Pani Profesor
Pragnę
zakomunikować - z całą satysfakcją, że skutki leczenia są u mnie
pozytywne i mają charakter trwały (...) Nie byłem ostatnio w stanie
uniknąć sytuacji przebywania wśród ludzi pijących w moim towarzystwie
alkohol. Trzy razy była taka sytuacja, że byłem zmuszony sam osobiście
sfinansować konsumpcję alkoholu, a jednak ani kropli go nie wypiłem. Z
tego tytułu odczuwam wielkie zadowolenie i satysfakcję, iż nareszcie
jestem człowiekiem.
T. M.
(Technik budowlany, poprzednio leczony w zakładach zamkniętych)
Szanowna Pani Profesor
Niniejszym
z wielką wdzięcznością donoszę, że do dnia dzisiejszego, stosując się
do zaleceń Sz. Pani nie skorzystałem z okazji wypicia choćby jednego
kieliszka wódki. (...). Jeżeli skromna uwaga, byłego dwukrotnego
pacjenta leczenia zamkniętego, mogłaby się na coś przydać w Pani pracy,
to stwierdzam, że odwykowe leczenie hipnotyczne są bardziej skuteczne od
znanych mi dotychczas metod, które przeszedłem, i nie mylę się
twierdząc, że w moim przypadku dało stuprocentowy wynik. (...) Przesyłam
wyrazy szacunku i wdzięczności.
R.K.
(robotnik)
Do
niedawna uważało się ją za rodzaj szarlatanerii, razem z jasnowidzeniem
i wirującymi stolikami. Dzisiaj, kiedy zainteresowali się nią naukowcy,
znalazła zastosowanie w różnych dziedzinach medycyny, budzi jednak
nadal sprzeciwy, dyskusje. Pomaga czy nie pomaga? A może w niektórych
wypadkach pomaga, a w innych nie? Chodzi oczywiście o hipnozę.
Krzysztof Lengiewicz
Dookoła świata
Warszawa, 17-24.XII.1967 r.