Zbawienna siła sugestii
Wszedł do gabinetu profesor Marii Szulc - kierownika Zakładu Chemii i
Biochemii Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, zdecydowanym
krokiem, pewny siebie. Dziennikarza, czyli autora mniejszego reportażu,
powitał wylewnie, nawet kordialnie. Wybitnie wymowny, inteligentny,
nawet błyskotliwy. Zawód - aktor. Znany, lubiany, oklaskiwany.
Oczywiście - nomina sunt odiosa. Aha - jeszcze jedno. A więc - lat 47,
czyli w rozkwicie sił witalnych i intelektualnych. Gdyby nic fakt, że
zjawił się właśnie tutaj, a nie dajmy na to w kawiarni na umówioną miłą
rozmowę - nigdy bym nie przypuszczał, że u profesor Szulc szuka
ostatniej deski ratunku przed tragedią alkoholizmu. Wypróbował już różne
sposoby leczenia: był częstym klientem Izby Wytrzeźwień, przeszedł
kurację odwykową w odpowiednim zakładzie, miał zaszywane pod skórą te
słynne pigułki antyalkoholowe - i wszystko to nie dało niestety żadnego
rezultatu. Środki farmakologiczne zawiodły. O profesor Marii Szulc
wyczytał w prasie, czy też słyszał od znajomych - nie pamięta dobrze,
zresztą - jak mówi - to nieważne. Najważniejsze jest, że po 7 seansach
hipnotycznych czuje niewysłowiony wstręt do alkoholu. Odczuwa znowu
radość życia, siłę fizyczną i psychiczną, jest pewny siebie, ma jasny
pogląd na nierozwiązalny dla niego dotychczas problem. O wódce mówi jak o
złym przyjacielu. A tak niedawno był jeszcze czas, kiedy bez kieliszka
zwodniczego płynu nie wyobrażał sobie życia, pracy, emocji, sceny,
widowni, wzruszeń.
Wszedł do gabinetu profesor Marii Szulc - kierownika Zakładu Chemii i
Biochemii Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, zdecydowanym
krokiem, pewny siebie. Dziennikarza, czyli autora mniejszego reportażu,
powitał wylewnie, nawet kordialnie. Wybitnie wymowny, inteligentny,
nawet błyskotliwy. Zawód - aktor. Znany, lubiany, oklaskiwany.
Oczywiście - nomina sunt odiosa. Aha - jeszcze jedno. A więc - lat 47,
czyli w rozkwicie sił witalnych i intelektualnych. Gdyby nic fakt, że
zjawił się właśnie tutaj, a nie dajmy na to w kawiarni na umówioną miłą
rozmowę - nigdy bym nie przypuszczał, że u profesor Szulc szuka
ostatniej deski ratunku przed tragedią alkoholizmu. Wypróbował już różne
sposoby leczenia: był częstym klientem Izby Wytrzeźwień, przeszedł
kurację odwykową w odpowiednim zakładzie, miał zaszywane pod skórą te
słynne pigułki antyalkoholowe - i wszystko to nie dało niestety żadnego
rezultatu. Środki farmakologiczne zawiodły. O profesor Marii Szulc
wyczytał w prasie, czy też słyszał od znajomych - nie pamięta dobrze,
zresztą - jak mówi - to nieważne. Najważniejsze jest, że po 7 seansach
hipnotycznych czuje niewysłowiony wstręt do alkoholu. Odczuwa znowu
radość życia, siłę fizyczną i psychiczną, jest pewny siebie, ma jasny
pogląd na nierozwiązalny dla niego dotychczas problem. O wódce mówi jak o
złym przyjacielu. A tak niedawno był jeszcze czas, kiedy bez kieliszka
zwodniczego płynu nie wyobrażał sobie życia, pracy, emocji, sceny,
widowni, wzruszeń.
Łagodne oczy kobiety
Notabene
- zawsze przypuszczałem, że hipnotyzer musi mieć w sobie coś z demona,
że jego oczy koniecznie muszą płonąć ogniem, czy miotać błyskawice. Nic
bardziej błędnego. Nie widziałem w życiu bardziej łagodnych, wybitnie
kobiecych i co najważniejsze - dobrych oczu, niż u pani profesor Szulc,
pomijając już drobny fakt, że prawie bez przerwy nie schodzi z jej
twarzy zwykły ludzki uśmiech, przyjazny, przyzwalający.
Seans hipnotyczny był nieprawdopodobnie szybki.
Mężczyzna
ułożony na kozetce lekarskiej wsłuchiwał się uważnie w głos kobiety,
siedzącej u jego wezgłowia, a więc nawet nie widzianej przez niego.
Kobieta mówiła:
- Proszę się odprężyć, leżeć spokojnie, zupełnie
spokojnie. Myśli pana ulatują daleko, daleko. Jest panu przyjemnie,
czuje pan zmęczenie, chce pan odpocząć, odprężyć się. Powieki robią się
ciężkie, coraz cięższe, nie może pan otworzyć oczu. Zasypia pan z
przyjemnością. Nie ma pan już żadnych innych myśli oprócz uczucia
przyjemnego odprężenia, odpoczynku. Oddycha pan głęboko i swobodnie. Już
pan śpi, ale cały czas słyszy mnie pan. Czy słyszy mnie pan? Pacjent
odpowiada sennym głosem, ale zupełnie wyraźnie: "Tak". Profesor Szulc
bierze rękę mężczyzny, unosi ją w bok i trochę do góry. Mówi: "Ręka pana
robi się sztywna". Dotykani ręki i ja. Jest rzeczywiście zupełnie
sztywna, twarda, nieruchomo wyprostowana. Po kilku minutach, na polegnie
hipnotyzera - pacjent kładzie wygodnie rękę wzdłuż ciała na kozetce.
Teraz
następuje najważniejsze: sugestia antyalkoholowa. Profesor Maria Szulc
mówi: "Jest pan pijany, czuje się pan fatalnie. Czuje się pan, jakby
leżał w rowie - spity doszczętnie". Pacjent z zamkniętymi oczyma krzywi
się, chce się poruszyć, nie może, mlaska językiem, łyka ślinę, sapie,
nawet jęczy. Profesor Szulc mówi dalej: "Widzi pan teraz, co z pana
zrobił alkohol;. Nienawidzi pan alkoholu, czuje pan do niego wstręt. Czy
czuje pan wstręt do alkoholu? - pyta hipnotyzer. Z ust uśpionego
pacjenta padają zdumiewające słowa: "Czuję do alkoholu dogłębny wstręt".
Skąd się u niego wzięło słowo "dogłębny" - nie mogłem sobie
wytłumaczyć. Sądzę jednak, że z sugestii hipnotyzera. Pada dalsze
pytanie: "Czy będzie pan kiedykolwiek pił wódkę?". Odpowiedź lakoniczna,
jak wynik zadania matematycznego. "Nie będę nigdy więcej pił wódki."
Nieodwołalna decyzja
Profesor
Maria Szulc nalewa kieliszek wódki, podaje ostrożnie pacjentowi, zwilża
mu alkoholem usta. Pacjent wzdryga się cały z wyrazem niewysłowionego
wstrętu na twarzy, wypluwa obrzydliwy dla niego płyn, ale śpi.
Hipnotyzer mówi dalej: "Teraz sam pan rozumie, że wódka to wstrętny
płyn. Nienawidzi pan nawet jej zapachu. Jest panu uratowany od tego
obrzydliwego nałogu. Samopoczucie pana poprawia się. Czuje się pan coraz
lepiej. Nabiera pan wiary w siebie. Postanowienie pana, wyłącznie pana -
jest nieodwołalne. Siłą własnej woli, ambicji i rozumu pokonał pan
swego największego wroga - alkohol. Czuje się pan wspaniale. Kiedy
policzę do trzech - wstanie pan rześki, zadowolony, będzie się pan czuł
znakomicie. Raz, dwa, trzy... Pacjent siada na kozetce, uśmiecha się.
Na
stoliku obok nakrycie. Są zakąski, karafka z wódką. Namawiam pacjenta
do wypicia ze mną. Twierdzę nawet, że to dobrze zrobi, że tak trzeba na
początku kuracji, że tego wymaga jego dobro, że sam wypróbowałem tę
metodę. Profesor Szulc potwierdza moje słowa. Pacjent jednak patrzy na
nas ze zdumieniem. Stanowczo odmawia. Prosi natomiast o pozwolenie
zapalenia papierosa i o kawę.
Następny pacjent to technik budowlany,
lat 39. Przyjechał aż z Olsztyna. Też przeczytał w prasie. Żona
odradzała mu jechać, mówiła, że "ta cała hipnoza to bzdura". Do wizyty u
profesor Marii Szulc namówiła go matka.
Na moją prośbę opowiada o
sobie. Ma skołatane nerwy, między innymi z powodu żony, która go
zdradza. Z tego samego powodu pił, co pogłębiało oczywiście jeszcze
bardziej konflikt małżeński. Żona z niego drwiła, jej kochanek -
również. Pacjent mówi: "Zgłosiłem się do pani profesor, ażeby nabrać sił
do nowego życia i teraz po tygodniowej tylko kuracji - czuję się innym
człowiekiem".
Katalepsja
Dalszy ciąg
podobny jak z aktorem. Nowością tylko był stan katalepsji, w który
wprowadziła pacjenta pani profesor Szulc. Polegało to na tym, że całe
ciało pacjenta zesztywniało do tego stopnia, że można je było położyć
głową i nogami na dwóch rozstawionych krzesłach, jak deskę. Stan ten
trwał zresztą kilkanaście sekund. Zapytałem profesor Szulc, czy hipnoza
nie jest szkodliwa dla zdrowia pacjenta? Wyjaśniła, że w żadnym wypadku.
Jeżeli już ktokolwiek się męczy, to tylko hipnotyzer, a nie pacjent.
Dla pacjenta stan hipnozy jest odpoczynkiem, odprężeniem, relaksem.
Proszę o bliższe wyjaśnienie zjawiska hipnozy.
- Psychikę człowieka -
mówi profesor Maria Szulc - można rozpatrywać w kryteriach czysto
humanistycznych, a także w oparciu u czynniki podłoża materialnego pracy
mózgu. Już od szeregu lat zajmuje się tą sprawą psychofizjologia,
współpracując z biochemią i biofizyką. Tak na przykład znany jest wpływ
niektórych substancji chemicznych na stany psychiczne (np. etanolu na
stan trzeźwości, kwasu barbiturowego na stopień szczerości itp.),
badanych w kategoriach biochemii.
- Do czynników biofizycznych
zalicza się oddziaływanie pól emitowanych przez inny organizm. Na
przykład obecność osoby emitującej pole akustyczne, będące nośnikiem
informacji słownej, może wywoływać określone efekty, wyrażające się
odpowiednim stanem psychicznym osoby drugiej. Jedną z form takiej
informacji są zjawiska hipnogeniczne.
Międzynarodowy Kongres Hipnotyzerów
-
Hipnoza znalazła stosunkowo późno prawo obywatelstwa w nauce - dopiero w
maju 1965 roku na Międzynarodowym Kongresie Hipnozy w Paryżu,
zorganizowanym przez lekarzy. Uznano tam nową dyscyplinę naukową -
hipnologię. Jest kilka zasadniczych powodów, dla których tak późno
zainteresowano się hipnozą. Przede wszystkim miała ona nadszarpniętą
opinię. Ludzie, którzy ją dotychczas uprawiali, starali się nazbyt
często wykorzystywać ją do celów sensacji i imponowania innym.
Demonstrowano ją więc w teatrach, kinach, a nawet cyrkach i ponieważ
była w niepowołanych rękach - straciła na ciężarze gatunkowym.
-
Niełatwa więc była droga - mówi profesor Szulc - zanim hipnoza stała się
dyscypliną naukową. Trzeba podkreślić, że do wyjaśnienia zjawiska
hipnozy i jego mechanizmu przyczynili się bardzo poważnie fizycy i
chemicy wszystkich krajów. Polska literatura posiada także pozycje
naukowe dotyczące hipnozy, których twórcami byli chemicy. Także słynna
nasza rodaczka - Maria Curie-Skłodowska interesowała się naukową stroną
tych zagadnień i poświęciła im dużo uwagi.
- Z poważniejszych pozycji
światowej literatury z zakresu hipnologii wymienić należy dzieło prof.
L. Wasiliewa z Leningradu, pt. "Eksperymentalne badania myślowej
sugestii", w którym autor wyjaśnia zagadnienie hipnozy w sposób naukowy.
Światowe centrum w Jenie
-
Współcześnie, w naszym sąsiedztwie istnieje znane w świecie centrum
badań hipnologicznych w Jenie, w NRD. Posiada ono wielką tradycję, gdyż
wykładał tam hipnologię prof. R. Haidenhein, którego uczniem był wielki
Pawłow. Nauki Pawłowa o odruchach warunkowych są tam też główną
podbudową naukową zjawisk psychoterapeutycznych i oddziaływania
hipnogennego. Najnowszą teorią naukową, tłumaczącą istotę oddziaływania
hipnogennego na zasadzie odruchów warunkowych, jest teoria czynności
ideomotorycznych. Polega ona na stwierdzeniu doświadczalnym, że
wyobrażenia pewnych ruchów są ściśle związane z ich wykonywaniem. Jeśli
umocujemy elektrody do mięśni rąk osoby badanej i polecimy, aby
wyobrażała sobie pewne ruchy rąk -lecz ich nie wykonywała - to
odpowiedni przyrząd zarejestruje impulsy nerwowe takie, jakby ruchy rąk
zostały naprawdę wykonane. A więc impulsy nerwowe i wyobrażenia
przedmiotów są ściśle ze sobą powiązane i nie występują oddzielnie. W
takim powiązaniu wydaje się możliwe wywoływanie pewnych zmian w
zachowaniu danej osoby za pośrednictwem słów. Tak dzieje się właśnie w
czasie oddziaływania hipnogennego, gdzie słowo przekazuje informacje i
może oddziaływać na człowieka.
- W ramach hipnologii wykładanej w
Jenie uczy się w części praktycznej także specjalnego wymawiania - słowa
muszą być użyte w formie symboli. Przyswojenie tej metody wymowy wymaga
pewnych zdolności oraz wprawy. Wyobraźnia pobudzona słowem może nie
tylko oderwać się od rzeczywistości, lecz wskutek odpowiednio silnie
podanej sugestii mogą nastąpić, jako objawy wtórne - zmiany
fizjologiczne i biochemiczne w organizmie, które mogą być powodem
uzdrowień, jeśli nie było uprzednio trwałych zmian organicznych i
choroba miała podłoże nerwowe. Wszystkie powyższe dane odgrywają
znamienną rolę również w przypadku leczenia alkoholizmu metoda
hipnogenną.
Profesor Maria Szulc wyjaśnia, że hipnoza tylko wtedy ma
rację bytu, jeżeli służy dobru człowieka. Przy pomocy hipnozy można
leczyć nie tylko alkoholików czy psychopatów, ale również ludzi
cierpiących na inne dolegliwości, jak np.: alergia, astma, choroby
przewodu pokarmowego, wszelkie bóle, a także przy stanach przemęczenia
psychicznego. Notabene - dodaje profesor Szulc - królowa angielska oraz
prezydent Francji - de Gaulle - mają prywatnych hipnotyzerów do swojej
dyspozycji. Zresztą na Zachodzie bardzo wielu polityków, naukowców,
przedsiębiorców - często korzysta z pomocy hipnologii.
Wiedzą
hipnologiczną prof. Maria Szulc interesowała się od dawna. Jako chemik i
biochemik. Bardzo dużo dał jej pod tym względem pobyt w Jenie w zeszłym
roku na zjeździe psychoterapeutów: lekarzy, psychologów, socjologów,
pedagogów. Prof. Szulc była wydelegowana do Jeny przez Główny Komitet
Kultury Fizycznej i Turystyki, jako jedyna reprezentantka Polski. Tam
również pogłębiła swą wiedzę na specjalnym kursie hipnotycznym.
Dziś
służy swą wiedzą i zdolnościami polskiej nauce oraz ludziom
nieszczęśliwym, potrzebującym pomocy. Warto przy okazji dodać, że prof.
Szulc zajmuje się hipnogenią w ramach pracy naukowej w AWF i z ramienia
sekcji bioelektroników, zorganizowanej przy Polskim Towarzystwie
Przyrodniczym w Warszawie.
Jerzy Orłowski
Panorama Północy